Letting Your Mane Down

by Bandy

Polish Translation by aTOM

Previous Chapter

Letting Your Mane Down [PL]

[oryginał]

autor: TheBandBrony

przekład: aTOMprereading/korekta: JacekHożejowski


To pytanie, jak można było się spodziewać, przeraziło Twilight Sparkle.

Kopytko, uprzednio oparte o łopatkę Twilight, pogładziło lekko jej grzywę.

Mimo wszystkich zapewnień fryzjerki, Twilight i tak zaczęła się nerwowo wiercić na wyściełanym poduszką krześle. Rzeczony fotel nie wyglądał jakoś szczególnie: wyblakłe, brązowe obicie, wypchane pianką i złączone z metalowym szkieletem z chromowaną podstawą i dźwigienkami umożliwiającymi podnoszenie i opuszczanie całej konstrukcji. Ale z drugiej strony, większość narzędzi tortur wyglądała zwykle jak niegroźny wynalazek złożony przez kapryśnego hobbystę w weekend, przynajmniej do czasu jego użycia.

Próbowała skupić się na lustrze oraz odbijających się w nim sylwetkach: swojej oraz stojącej za nią klaczy. Ale wzrok alikorna nie mógł się oderwać od feerii niebezpiecznie ostrych i spiczastych obiektów, wyłożonym na cienkim blacie tuż przed nią.

Stylistka zaśmiała się lekko w sposób, przez który Twilight zaczęła się zastanawiać, ile razy ta klacz miała okazję obserwować taki poziom zawahania oraz bojaźliwości z powodu zwykłego strzyżenia.

Komentarz ten miał niewątpliwie na cele odpędzić od Twilight jakiekolwiek obawy, jakie w sobie skrywała - a nowa salwa chichotu fryzjerki potwierdziła ten scenariusz. Jednak jedyne, co zdołał zrobić, to spowodować zamianę fruwających szaleńczo w brzuchu klientki motyli na ołowiane kule. Twilight nienawidziła kucyków wykorzystujących skrzydła na swoim grzbiecie jedynie jako wagę mierzącą ich własną wartość oraz zasługi. Dlatego wiedza, że mogła jednym słowem zniszczyć całą karierę oraz reputację tej niewinnej, pracowitej klaczy ścisnęła ją za serce równie mocno, jak fryzjerka za nią ściskała właśnie swoje nożyczki.

Przynajmniej nie tytułowała jej jako „Jej Wysokość” ani też nie całowała w kopytka. Zwłaszcza ta ostatnia myśl była w tej chwili pocieszająca - Twilight zdecydowanie wolała, aby ten kucyk skupił się na jej grzywie, a nie nogach.

Przytakując tak, aby jej nieco za długa grzywka lekko się zakołysała, Twilight spełniła prośbę, próbując przy tym nie myśleć o przerażającej abominacji, jaka ostatnio pojawiła się na jej głowie, gdy postanowiła kichnąć akurat w trakcie strzyżenia.

Metaliczne „ciach, ciach” zbliżających się nożyczek sprawiło, że alikorn zadrżał.

Klacz za nią wzruszyła ramionami i nachyliła się. Tym razem Twilight zdołała ukryć swój wewnętrzny niepokój na tyle skutecznie, że objawił się on jedynie lekkim drgnięciem ucha, gdy potwornie ostre krawędzie nożyczek zamknęły się na pierwszym kosmyku jej włosów.

Lecz to nie same nożyce wystraszyły ją bardziej, niż zrobiłaby to z Fluttershy parada syren strażackich.

Nadeszła chwila prawdy, pomyślał alikorn. Nikt nie będzie chciał się spotykać z klaczą, która ma jakąś zwariowaną fryzurę na głowie. Żaden z członków rady nie będzie mnie brał na poważnie. Cała moja przyszłość znajduje się teraz w kopytach kucyka, którego imienia nawet nie pamiętam, mimo że przedstawił mi się kilka minut temu.

Twilight Sparkle była dobra w wielu dziedzinach. Niestety, kontrolowanie palącego ją niepokoju wywołanego tak błachą kwestią jak przycięcie włosów, nie było jedną z nich.

Fryzjerka znowu się zaśmiała. Dlaczego musiała się tyle śmiać? Dlaczego musiała cały czas przypominać Twilight o tym, jak nonszalancko powinna podchodzić do tego festiwalu cierpienia? Czy ona myślała, że to jest dla niej zwyczajowe, codzienne wydarzenie?

Clean Cut. Oczywiście. To imię miało tak przyjemny, aliteracyjny wydźwięk, jak mogła go zapomnieć? Ta nowa garść informacji, jakkolwiek mała, dała Twilight podstawę do dalszych rozważań. Była w salonie fryzjerskim. Jej grzywa była właśnie przycinana, ponieważ Rarity powiedziała, że było to niestosowne dla członkini królewskiego dworu, aby paradować wśród poddanych i wypełniać swoje obowiązki z przydługą grzywką opadająca na oczy.

Zdecydowanie za dużo używała przeszłej formy czasownika „być”. Próbowała się oddalić myślami od teraźniejszości.

Szlag.

Dalej, Twilight, opanuj się. Jesteś księżniczką, a księżniczki nie potrzebują, aby ktoś je trzymał za kopytko w trakcie strzyżenia. Ale nieważne jak bardzo starała się uspokoić poprzez rozłożenie całej sytuacji na czynniki pierwsze i obliczanie ich w głowie - była to przydatna sztuczka, której nauczyła ją w początkowych okresach jej studiów księżniczka Celestia - jej umysł zawsze zdawał się ją zdradzać i natychmiast sumował wszystko z powrotem, wracając do punktu wyjścia.

Ona wariowała z powodu wizyty u fryzjera. A Clean Cut w tym czasie powoli przesuwała się w górę jej grzywy, odcinając precyzyjnie kolejne nadmiarowe kosmyki.

Twilight zmusiła się, aby w końcu wypuścić trzymane powietrze ze swoich płuc, przechylając przy tym głowę na bok.

Twilight momentalnie zesztywniała, przerażona tym, co może ją spotkać, jeśli odmówi wykonania polecenia.

Niebezpiecznie umiejscowione nożyczki, łapczywie odcinające kolejne kawałki grzywy może i powstrzymywały Twilight przed nerwowym wierceniem się niczym mała klaczka w przepełnionej szkolnej sali, ale na pewno nie powstrzymawały jej przed krzywieniem się niczym mała klaczka w przepełnionej szkolnej sali.

Spojrzała głęboko w odbity na powierzchni zwierciadła obraz. Widok delikatnych kopyt oraz ostrych jak brzytwy narzędzi, pędzących wzdłuż jej włosów w zrównoważonym pokazie komfortu i zniszczenia sprawił, że zupełnie nowe - ale równie niepokojące - myśli wpełzły powoli do umysłu fioletowego kucyka.

Była przecież księżniczką. Potężną i spektakularną istotą zwaną alikornem. Nie powinna się tak zamartwiać z powodu zwykłego strzyżenia. Na miłość Celestii, przecież nie musiała nawet nic robić, jedynie siedzieć i pozwolić, aby całkowicie obcy kucyk zadecydował o tym, jak będzie wyglądać jej fryzura. Czy będzie dobra, czy... Twilight nie chciała nawet myśleć o drugiej możliwości.

Dobra. Czyli to nie było po prostu zwykłe strzyżenie.

Ale w takim razie co? Czy był to palący się lont, prowadzący do jakieś irracjonalnej fobii leżącej gdzieś z tyłu głowy, zatruwający powoli jej umysł strachem przed kiepską aparycją? Bądź co bądź, od jej zewnętrznego wyglądu w sporej mierze zależało to, jak postrzegają ją inne kucyki. I choć zwykle nie przejmowała się zbytnio tym, czy inni widzą w niej księżniczkę czy jedynie rozczochranego naciągacza podającego się za alikorna, to wizyty w spa czy u królewskiej stylistki uznawała za zło konieczne, niezbędne do utrzymania królewskiego wizerunku.

Ale to nie była królewska stylistka. To była... jak ona się znowu nazywała?

Clean Cut. Tak. To była tylko Clean Cut. I mimo całego zaufania, jakim Twilight obdarzyła tą drugą klacz, słowo „tylko” ścięło całą jej wiarę i optymizm tak, jak kosa rolnika robi to z łodygą kukurydzy.

Czy też jak ogromne nożyczki, które zbliżały się właśnie do jej twarzy z morderczymi zamiarami i Słodka Celestio jeśli zbliżą się jeszcze trochę bardziej to zaraz wykłują mi oko...

Ostrza zatrzymały się tuż przed twarzą Twilight, skupiając się na niewielkim, zakręconym kawałku jej grzywki i szczęśliwie rezygnując z próby zabójstwa alikorna. Twilight przestała się trząść w samą porę, aby zobaczyć, jak kosmyk fioletu spada i ląduje na cienkim, czarnym materiale, który owijał ciało klaczy od szyi w dół. Pukiel ześlizgnął się po tkaninie i spoczął na ziemi. Klacz spojrzała na niego, starając się nie myśleć o ponownie zbliżających się nożyczkach i tym, że jeśli tylko lekko zmienią one kąt cięcia to zamienią jej fryzurę z „codziennej” na „co-ty-masz-na-głowie-i-od-jak-dawna-jest-martwe”.

Ale Twilight Sparkle była ciekawa. Większość kucyków ceniła sobie wrodzone pragnienie zobaczenia i poznawania różnych rzeczy, lecz teraz zmuszało ono alikorna do poderwania oczu w górę i utkwienia wzroku z powrotem w nożyczkach. Które, jak zauważyła ze zgrozą klacz, spacerowały sobie właśnie wesoło wzdłuż poszarpanych krawędzi jej grzywki, schodząc od czasu do czasu z obranej trasy na bok, aby zacisnąć się na dostrzeżonym w ostatniej chwili wystającym kosmyku.

Widok Clean Cut wykonującej swoją przerażającą pracę z tak bliska wypełnił podświadomość najmłodszej księżniczki Equestrii nową falą zmartwienia. Co, jeśli fryzjerka się pomyli i omyłkowo ogoli jej głowę? Co, jeśli przytnie jej grzywkę pod kątem,a nie w poziomie? Najmniejszy błąd w obliczeniach mógł doprowadzić do katastrofy przewyższającej wszystko, z czym Twilight miała kiedykolwiek do czynienia. Nightmare Moon? Jej loki przynajmniej składały się z eterycznej materii. Discord? Cóż, on nawet nie miał na tyle włosów, aby mówić o jakiejkolwiek fryzurze. Chrysalis? Jej... włosy? Jej włosy odpowiadały nowoczesnym trendom, dzięki czemu bez problemu wpisywała się ona we współczesną modę.

Lecz wątpliwe poczucie stylu Twilight pochodziło z jednej, nieustannie eksploatowanej, prostej fryzury. Dla niej, konsekwencje wynikające z posiadania wadliwego uczesania mogły być znacznie gorsze niż przymusowa reformacja, spędzenie millenium jako posąg czy brutalne wyrzucenie poza granice Equestrii.

Jej przyjaciółki, co oczywiste, z miejsca by ją znienawidziły. Odtrąciłyby ją niczym trędowatego, pozostawiając w zimnej nicości, gdzie zamarzłaby w osamotnieniu.

Rarity zadarłaby lekceważąco nos w górę, dając przy tym wykład na temat właściwego prezentowania się, po czym posłałaby Twilight zarozumiałe prychnięcie jako wyraz ostatecznego pożegnania.

Rainbow Dash zaczęłaby się śmiać - o, i to jeszcze jak. Rżałaby ze śmiechu wywołanego tragiczną fryzurą byłej przyjaciółki, rzucając docinkami w stylu „to musiałoby być jakieś dwadzieścia milionów bardziej czadowe”.

Być może Applejack, jako najmniej przejmująca się modą, znalazłaby w sercu odrobinę zrozumienia. Ale szybko obróciłoby się to w litość - uczucie gorsze, niż jakakolwiek klątwa.

Fluttershy, słodka mała Fluttershy, skuliłaby się z odrazą, komentując to wszystko jedynie ledwie słyszalnym pisknięciem, po czym szybko by się oddaliła do najbliższego, bezpiecznego schronienia.

Za to Pinkie Pie, jej najradośniejsza przyjaciółka - przynajmniej na razie - na pewno znalazłaby sposób na to, aby nieumyślnie ją upokorzyć poprzez urządzenie przyjęcia typu „Twilight-ma-nowego-fryza-chodźcie-i-sami-zobaczcie”.

Ten okropny, niewyobrażalny - acz wyimaginowany - los stawał się coraz bardziej realny z każdym kolejnym cięciem. Wytrwanie każdej kolejnej minuty przypominało raczej próbę przetrwania chińskiej tortury wodnej, niż oczekiwanie na następny ruch nożyczek. Twilight wiedziała, że musi się uspokoić, nim eksploduje i zamieni cały zakład w magicznego kurczaka. Zamknęła oczy i przyłożyła kopytka do piersi, starając się przejść w stan relaksu.

Tyle, że nie mogła. Jej powieki rozwarły się ponownie, a klacz spojrzała w dół. Czarna tkanina, mająca chronić jej sierść przed spadającymi kawałkami włosów skutecznie blokowała jej ruchy. W jej umyśle ponownie zaczęło kiełkować ziarno paniki.

Ona... prawie skończyła? Już? Twilight wydawało się, jakby przecież dopiero co weszła do salonu, umiejscowiła na krześle i poddała dobrowolnie tym torturom. Torturom, które zmuszona była oglądać po każdorazowym otworzeniu oczu, ze względu na ogromną powierzchnię zwierciadła przed nią.

Ile to razy już przeciwstawiała się strachowi, kiedy ten maskował się za rzędami ostrych jak brzytwy zębów, mroczną magią czy mogącym zniszczyć świat kataklizmem? Za każdym razem znajdowała w sobie na tyle siły, aby wytrwać, aby przezwyciężyć obawy i ochronić innych. Czemu więc teraz nie mogła zrobić tego samego?

Jej przerażenie, jak powoli sobie jednak uświadamiała, nie było wywołane przez nożyczki, wykonujące swoją pracę tak niebezpiecznie blisko tylu istotnych narządów zmysłów. Ale skoro nie bała się samego strzyżenia, to wtedy oznaczało, że jej największym zmartwieniem było wyalienowanie przez przyjaciół i rodzinę - a nawet całą Equestrię - które z pewnością mogło nastąpić, jeśli ona nie będzie wyglądać jak...

Och... och.

Prawda nawet nie tyle ją uderzyła, co przywaliła w jej twarz z siłą pędzącego w dół góry wagonu kolejowego. Twilight Sparkle, do niedawna najpotężniejszy jednorożec w Equestrii, a teraz jeden z najsilniejszych alikornów na świecie, nie obawiała się strzyżenia. Ona obawiała się odtrącenia.

Gdy pośpiesznie postawiona diagnoza przelała się przez jej umysł, Twilight poczuła, że ta w gruncie rzeczy jest bardziej sensowna, niż początkowo przypuszczała. Bo niby dlaczego martwiłaby się o reakcje jej przyjaciółek z powodu czegoś tak trywialnego, jak fryzura na jej głowie? Tym bardziej, że nie miała podobnych zmartwień na przykład w stosunku do pary skrzydeł, które jeszcze nie tak dawno wyrosły jej na grzbiecie.

Gdyby nie to, że Twilight w dalszym ciągu była unieruchomiona strachem wywołanym przez pędzące przez jej włosy nożyczki, prawdopodobnie zganiłaby samą siebie kopniakiem. Oto ona, trzykrotna zbawczyni Equestrii, została pokonana przez tak małostkową obawę. Takie coś pasowało do małej klaczki udając się na pierwszy w swoim życiu szkolny bal, a nie do wszechpotężnej księżniczki.

Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Być może, gdyby zidentyfikowała tą fobię kilka lat temu, nim przeprowadziła się do Ponyville, byłaby w stanie się jej wyzbyć i wieść normalne życie. Ale nie, ona musiała tarzać się w kałuży własnej litości i pozwolić mętnym wodom zasłonić jej obraz. W umyśle kucyka, który każdego dnia musiał podejmować decyzje wpływające na los całych nacji nie było miejsca na samonienawiść. A ta bez problemu wpełzła do jej głowy.

Świetnie.

Jak na kucyka, którego życiowym celem było rozbijanie ściany między konwencjonalną magią a nauką, mur zbudowany z własnych obaw skutecznie ją zatrzymał. Twilight każdego dnia stawała naprzeciw rzucanym jej przez życie wyzwaniom i skutecznie je pokonywała. Tym bardziej rozwścieczała ją niemożność znalezienia rozwiązania aktualnego problemu.

Twilight mrugnęła. Koniec?

Koniec.

Koniec!

W końcu, koniec!

Dach budynku został nagle całkowicie zniszczony, gdy do środka wpadł z oszałamiającą prędkością chór grających na harfach pegazów. Potężne podmuchy wiatru porwały leżąca na podłodze kosmyki włosów i uniosły je górę, niczym fioletowe konfetti. Duszne od nerwów powietrze zostało oczyszczone przez dobiegające z ust pegazów radosne, dziękczynne pieśni.

Gdzieś z tyłu, zza rzędów wyimaginowanych grajków i śpiewaków, przebił się głos Clean Cut:

Twilight przypomniała sobie nagle, że nadal znajduje się na tym piekielnym krześle. Tak długo, jak długo jej tył będzie stykał się z siedziskiem, drwiącym z niej skrzypnięciami i piszczeniem, tak długo będzie cierpieć. Być może najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu zapewnienie fryzjerki, że jej grzywa wygląda cudownie, rzucenie kilku miedziaków napiwku za wszystkie problemy, i natychmiastowa ewakuacja gdzie pieprz... jej grzywka była nierówna.

Twilight mrugnęła.

Jej grzywka była nierówna.

Oddech, który miał został uwolniony z jej płuc na zewnątrz, utknął nagle gdzieś po drodze w gardle. Zakotłował się tam, zawirował, a następnie opuścił usta Twilight pod postacią upokarzająco żałosnego skomlenia. Nagły tik nerwowy, doskonalony przez lata dźwigania przez młodego jednorożca ciężaru psychicznego, jakim było posiadanie i wykorzystywanie mocy magicznej dorównującej dwudziestu dorosłym, dał o sobie znać. Na całe szczęście, Clean Cut wzięła tę niewielki pokaz grozy jedynie za objaw lekkiego niezdecydowania.

Twilight nie zauważyła wcześniej wspomnianej wady. Ile jeszcze nosiła na sobie błędów innych, o których nawet nie wiedziała? Odrzucając na bok myśli o tym, aby wyczarować kątomierz i zbadać dokładnie stopień owej nierówności, wyjąkała:

Clean Cut przytaknęła i spojrzała na zbuntowaną grzywkę, z zamiarem ukarania zdradzieckich kosmyków, które śmiały zbezcześcić jej dzieło.

Trzy ciachnięcia nożyczek i całą wieczność później, fryzjerka znowu się odsunęła.

Nie. Nie było lepiej. Twilight Sparkle nadal obawiała się reakcji przyjaciółek. Jej serce waliło jak u małego źrebaka oglądającego swój pierwszy w życiu horror na samą myśl o pokazaniu się innym. Eteryczne głowy przyjaciółek zaczęły krążyć wokół niej, szepcąc do uszu słowa potępienia. Czy jakiekolwiek strzyżenie mogło naprawić tak złożony problem?

Czas zwolnił na kilka chwil, w trakcie których Twilight niemalże zeskoczyła z piekielnego krzesła, wyrywając się z objęć czarnego płaszcza. Opadł on na ziemię bezgłośnie i delikatnie - choć sam alikorn spodziewał się raczej usłyszeć brzęk grubych łańcuchów. Zamroczony wzrok, jakim Twilight wpatrywała się w tkaninę został jednak zignorowany przez Clean Cut, która podkłusowała w tym czasie do stojącej na ladzie w przodzie zakładu kasy fiskalnej.

Twilight marzyła jedynie o tym, aby przytulić tą cudowną, zimną podłogę i odpędzić od siebie - najpewniej przy użyciu siły - wszelkie wspomnienia na temat nożyczek i nierówności. Zdołała jednak pokonać siłę powszechnego ciążenia, zapierając się mocno nogami. Nim grawitacja mogłaby spróbować przeprowadzić kontratak, fioletowa klacz podeszła ku Clean Cut.

Clean Cut zamrugała szybko, jakby idea numerów i zapłaty pieniężnej stała się dla niej nagle niezwykle krępująca.

Twilight, zwykle ostoja spokoju, zwalczyła kolejną falę drgawek. Słowa, dokładnie takie jak te, które o mało co nie opuściły ust fryzjerki, wyrywały kolejne fragmenty zdrowia psychicznego alikorna tak, jakby nie były to zwykłe dźwięki, ale ryk wściekłej mantikory.

To tylko jeden drink, księżniczko. Na koszt firmy.

Księżniczka, w moim bistro! To dla mnie zaszczyt móc cię gościć! Proszę, częstuj się czym chcesz, wszystko na koszt firmy...

Samo to, że postanowiłaś odwiedzić mój skromny zakład znaczy dla mnie więcej, niż wszystkie miedziaki świata. Proszę więc, abyś...

Ostry jak brzytwa, dwusieczny puginał wbił się prosto w serce Twilight. Gdyby dostawała miedziaka za każdym razem, kiedy właściciel jakiegoś sklepu czy zakładu mówił do niej te słowa, to najpewniej byłaby już najbogatszą klaczą w Equestrii. I mimo to wciąż nie potrafiła pojąć, z jakiego powodu kucyki uważały za konieczne to, aby ofiarować jej swoje dobra i usługi za darmo. Czy one chciały się jej w ten sposób po prostu przypodobać? Najwidoczniej nie znali swojej nowej księżniczki na tyle, aby wiedzieć, że tego typu akty poddaństwa po prostu nie robiły na niej wrażenia.

Mała kupka monet wylądowała na ladzie, ale Twilight nie słyszała ich brzęku. Zajęta była szukaniem sposobu na jak najszybsze opuszczenie zakładu w taki sposób, aby nie wyjść równocześnie na niekulturalną. Obracając głową, posłała Clean Cut wyraźnie wymuszony uśmiech. Ku jej zaskoczeniu, fryzjerka wpatrywała się w miedziaki tak, jakby te były wykonane z kamieni księżycowych.

Całe opanowanie i profesjonalizm, którym do niedawna odznaczała się Clean Cut wyparował w ciągu sekundy wraz z jej głośnym, radosnym piskiem. Nie mając ochoty oglądać, jak ta klacz pogrąża się jeszcze bardziej (czy ona właśnie zaczęła płakać ze szczęścia?) Twilight szybko się pożegnała i wycofała w kierunku drzwi, zachowując przy tym tyle gracji, na ile mogła się zdobyć w trakcie szybkiego przebierania nogami.

Drzwi za nią zamknęły się przy akompaniamencie łagodnych dźwięków dzwonków. Cicha, skąpana w słonecznym blasku ulica wołała ją, kusząc obietnicą prostej drogi do domu. Twilight jednak nie odpowiedziała na to wołanie. Zamiast tego, zdecydowała się podróżować incognito, kryjąc się w najbliższej, zaciemnionej alejce, gdzie nikt nie będzie mógł jej zobaczyć w tym godnym pożałowania stanie.

Niestety, żadna z tylnych uliczek miasteczka nie prowadziła prosto do domu. Między klaczą a jej bezpiecznym schronieniem znajdował się długi pas wyłożonej na otwartej przestrzeni drogi. Znaczna przeszkoda, zważywszy na to, że w każdej chwili ktoś mógł ją spotkać i zauważyć przez to najbardziej najlepiej imitującą poplątany mop fryzurę, jaką w życiu widział.

Ale Twilight wiedziała, że stanie w miejscu także jej nie pomaga. Nieśpiesznie robiąc pierwszy krok, wyszła z cienia.

No i cały misterny plan wziął w łeb. Wspaniale.

Powoli, boleśnie wręcz, Twilight odwróciła głowę w stronę głosu, którego źródłem był nie kto inny, jak jej przyszła ex-przyjaciółka Applejack. Choć fioletowa klacz chętnie zaczęłaby teoretyzować, jak szybko jej skandaliczna fryzura sprawi, że uśmiech na twarzy ziemnego kucyka zostanie zastąpiony przez wyraz obrzydzenia, miała teraz na głowie dużo istotniejszą kwestię. Musiała jak najszybciej wymyślić jakiś sposób ucieczki. Dostrzegła sękate gałęzie biblioteki, wychodzące w oddali zza kapelusza Applejack. Jeśli tylko odpowiednio się skupi, przeniesie się tam, nim pomarańczowa klacz zdąży zmarszczyć brwi i przyjrzeć się bliżej tej okropnej, rujnującej przyjaźń grzywie.

Ładna...

Chwila.

Ładna?

Twilight rzuciła się na przyjaciółkę, owijając nogi wokół jej tułowia w ciasnym uścisku.

Słowa te wywołały u Twilight znajome ukłucie.

To tylko strzyżenie?

To nie było tylko strzyżenie.

Ale być może przydałoby się, żeby w końcu zaczęła tak myśleć.


The Polish Writers Society (FimFiction)